Przed startem Marek wprowadza Bartka w arkana sztuki robienia
zdjęć aparatem w obudowie wodoodpornej.
Nad rzeczką Srebrną czkamy na resztę naszej grupy, która
obnosi zwałkę (2 zdjęcia).
Przyczyna naszego postoju. Na pierwszy rzut oka wydaje się
prosta do przejścia. Jednak to tylko pozory. Silny nurt,
gałęzie i drzewo ułożone po skosie. W takich miejscach lepiej
nie ryzykować.
Zwróćcie uwagę na poziom rzeki sprzed trzech dni. Woda była
na poziomie pasa Wojtka. Jednym słowem, spóźniliśmy się.
Ruszamy w dół Srebrnej. Aż trudno uwierzyć, że latem zamienia
się w strumyk.
Zanim podejmiemy decyzję o sposobie pokonania zwałki warto
obejrzeć ją z bliska.
Klasyczne pokonanie zwałki w asyście drugiej osoby.
Latem pokonujemy taki zator samodzielnie, ale zimą asekuracja
jest uzasadniona.
Samodzielne pokonanie niskiej zwałki na początku
może stanowić pewien problem, ale po pewnym czasie...
Jeśli przeskoczenie kładki jest ryzykowne lub niemożliwe
a brak kolegów do podstawiania swoich kajaków, pozostaje
wyjście lub obejście. My preferujemy to drugie rozwiązanie.
Miłe zaskoczenie. Mały jaz, gdzie Leszek schłodził się w
bryzgach wody o temperaturze 4 st.C.
O jakiej porze dnia zrobiliśmy to zdjęcie?
Wodna pułapka. Pod tym drewnianym jazem czai się śmierć.
Odwój o głębokiej cyrkulacji i zawalisko. Obejrzeliśmy to
miejsce dokładnie i ciarki przeszły nam po plecach.
Za jazem. Silne natlenienie wody i zapewne jej wątpliwa
czystość sprawiły, że płynęliśmy przez pewien czas w gęstej
pienie.
Przy bystrym nurcie rzeki nie można lekceważyć takich gałęzi.
Podstawa to spokój i umiejętność przewidywania. Jerzy dopłynął
do gałęzi, zrobił promowanie tyłem i spokojnie ominął przeszkodę.
Czy te drobne gałązki stanowią zagrożenie dla kajakarza?
Okazuje się, że nie gałązki, ale bryły lodu, które przymarzły
do nich. Spośród 9 osób biorących udział w wyprawie pięć
przekonało się na własnych głowach, że to nie są żarty.
Jeden kolega po takim uderzeniu doznał chwilowego zamroczenia!
Tylko ci z nas, którzy płynęli w kaskach czuli się komfortowo
w takich sytuacjach. Kolejny już raz sprawdza się zasada
- w kajakarstwie zwałkowym kask jest Twoim przyjacielem.
Most na Mieni. Teraz widać jak rzeka przybrała.
Czasami mieliśmy wrażenie, że pływamy po jeziorze.
Jeśli w pobliżu jest partner
to można spróbować suchego przejścia pod przeszkoda.Partner
podaje dzióbka, na którym możemy się oprzeć. Następnie kolega
wiosłując z nurtem przeciąga nas pod kładką. Przy zgraniu
zespołu jest to jedna z najefektywniejszych technik umożliwiających
szybkie przepłynięcie pod kładką.
Asia pokazuje nam, jak należy spłynąć ten jaz na Mieni.
Ten sam jaz, tylko w większym zbliżeniu. W takich warunkach
możemy przekonać się czy ubraliśmy się odpowiednio do warunków
pogodowych.
Gdzie jest Wojtek?
A za jazem kolejne doznania estetyczne. Czasami warto przestać
wiosłować.
Po pięciu godzinach wiosłowania robimy przegryzkę a Kazik
schładza swój organizm (3 zdjęcia).
Z rozlewisk wpływamy do lasu gdzie Mienia poprowadzi nas
swoim nurtem i leśnymi rozlewiskami (2 zdjęcia).
Dopłynęliśmy Mienią do mostu w Józefowie. Tu zakończyliśmy
7,5 godzinną wyprawę (38 km). Bilans: jedna kabina i dwie
eskimoski.
zamknij okno, żeby powrócić do strony głównej
KAZIK i MY