ZDJĘCIA Z WYPRAWY
zobacz więcej >>

Brda
11 - 13.02.2005 r.

W internacie szkolnym w Tucholi przywitał nas duch Olka. Na liście uczestników, tradycyjnie figurował zespół składający się z Olka i Wiesława, tym razem jednak jako reprezentacja Klubu Alchemik. Z mijanych pokoi dobiegały strzępy wrażeń ze spotkania z Olkiem. Kiedy po wejściu do pokoju Wiesława spytałem z kim mieszka, otrzymałem odpowiedź, w tym łóżku śpię ja, w tamtym Olek. Ponieważ ani wieczorem, ani następnego dnia rano nie dostrzegłem oczekiwanej przez wszystkich osoby, sądziłem, że mimo wszystko, Wiesław zachowa się stosownie i popłynie z duchem w kajaku dwuosobowym. Niestety, okazało się, że w Wiesławie zwyciężył duch sportowy i na starcie pierwszego etapu wsiadł do jednoosobowego hartunga.

Otwarcie spływu w Mylofie było typowe: ci sami mili oficjele z Zespołu Elektrociepłowni w Bydgoszczy, jak zawsze sympatyczni organizatorzy, więc i uczestnicy dostroili się do typowego scenariusza. Pierwsza kabina tuż za startem przy pierwszej rurze, następna dwieście metrów dalej przy zwalonym drzewie, itd. Na szczęście temperatura była dodatnia i dość często pokazywało się słońce.
Na postoju w Rytlu, nawiązujemy kontakt z przedstawicielami Klubu Wiry ze Szczecina, najlepszymi znawcami Pomorza Zachodniego, naszych ulubionych terenów pływania zwałkowego. Jakiż może być temat rozmowy? Leszek i Józek przekazują nam cenne uwagi na temat dopływów Regi.
Na mecie etapu w Nadolnej Karczmie nowość, wita nas dźwięk trąbki, to Jacek z Klubu Wiry koncertuje na moście. Następna nowość wieczorem, wycieczka do Aqua Parku w Chojnicach.

Główna atrakcja soboty, to przede wszystkim wyścig na trasie, z Płaskosza do Rudzkiego Mostu. Ścigają się wszyscy startujący. W drużynie Kazik i My najbardziej zmotywowany był zespól Krasnali, który marzył o zdobyciu nagrody w postaci mitycznego tostera (kto jeździł na zimową Brdę przed laty, wie o co chodzi). Zmieścili się na pudle, ale tostera nie dostali. Były za to wodoszczelne worki do kajaka. Niestety, ja i Leszek nie byliśmy w stanie im dorównać. Do trzeciego miejsca w klasyfikacji kajaków jednoosobowych, zabrakło mi 0,8 sekundy. Mimo to, ku naszemu zaskoczeniu, 4-osobowa drużyna Kazik i My zajęła czwarte miejsce w klasyfikacji zespołowej. Byliśmy przygotowani na różne dodatkowe konkurencje. Krasnale były po treningu koszykarskim, zaś Leszek przywiózł profesjonalne rakietki i piłeczki, ale w tym roku wyniki konkursu rzutów do kosza oraz turnieju ping-ponga, nie były wliczane do końcowego rezultatu.
Bankiet jak zwykle ekstra, dziewczyny z roku na rok coraz bardziej urodziwe a i panowie zupełnie trzeźwi.
Sam sobie zrobiłem zdjęcie z urodziwą Małgosią.

W niedzielę rano start do etapu przez Piekiełko, w padającym od wieczora, topniejącym śniegu. Pierwsze utrudnienia i do rzeki wpada urodziwa Małgosia. Czyżbym przyniósł jej pecha? Okazało się jednak, że to krzaki były nie w tym miejscu, co trzeba.
Na dwóch drzewach, leżących w silnym nurcie i sięgających wierzchem lustra wody, wywróciło się kilka dwójek. Tutaj pokaz ratownictwa dał nam, wspomniany wcześniej, Jacek trębacz.
Sprawny odjazd do Bydgoszczy, a na zakończeniu to nie zwykły poczęstunek, ale po prostu uczta.
Uroczyste zakończenie z udziałem samego Wojewody: TV3, nagrody, odznaczenia. Ostatnie wymiany kontaktów, głównie elektronicznych, no i odjazd.
Nie znudził mi się ten jedyny zorganizowany spływ, na który jeżdżę regularnie od ośmiu lat. Przyjadę tutaj za rok.

Letman