Brda W internacie szkolnym w Tucholi przywitał nas duch Olka. Na liście uczestników, tradycyjnie figurował zespół składający się z Olka i Wiesława, tym razem jednak jako reprezentacja Klubu Alchemik. Z mijanych pokoi dobiegały strzępy wrażeń ze spotkania z Olkiem. Kiedy po wejściu do pokoju Wiesława spytałem z kim mieszka, otrzymałem odpowiedź, w tym łóżku śpię ja, w tamtym Olek. Ponieważ ani wieczorem, ani następnego dnia rano nie dostrzegłem oczekiwanej przez wszystkich osoby, sądziłem, że mimo wszystko, Wiesław zachowa się stosownie i popłynie z duchem w kajaku dwuosobowym. Niestety, okazało się, że w Wiesławie zwyciężył duch sportowy i na starcie pierwszego etapu wsiadł do jednoosobowego hartunga. Otwarcie spływu w Mylofie było typowe: ci sami mili oficjele z Zespołu
Elektrociepłowni w Bydgoszczy, jak zawsze sympatyczni organizatorzy, więc
i uczestnicy dostroili się do typowego scenariusza. Pierwsza kabina tuż
za startem przy pierwszej rurze, następna dwieście metrów dalej przy zwalonym
drzewie, itd. Na szczęście temperatura była dodatnia i dość często pokazywało
się słońce. Główna atrakcja soboty, to przede wszystkim wyścig na trasie, z Płaskosza
do Rudzkiego Mostu. Ścigają się wszyscy startujący. W drużynie Kazik i
My najbardziej zmotywowany był zespól Krasnali, który marzył o zdobyciu
nagrody w postaci mitycznego tostera (kto jeździł na zimową Brdę przed
laty, wie o co chodzi). Zmieścili się na pudle, ale tostera nie dostali.
Były za to wodoszczelne worki do kajaka. Niestety, ja i Leszek nie byliśmy
w stanie im dorównać. Do trzeciego miejsca w klasyfikacji kajaków jednoosobowych,
zabrakło mi 0,8 sekundy. Mimo to, ku naszemu zaskoczeniu, 4-osobowa drużyna
Kazik i My zajęła czwarte miejsce w klasyfikacji zespołowej. Byliśmy przygotowani
na różne dodatkowe konkurencje. Krasnale były po treningu koszykarskim,
zaś Leszek przywiózł profesjonalne rakietki i piłeczki, ale w tym roku
wyniki konkursu rzutów do kosza oraz turnieju ping-ponga, nie były wliczane
do końcowego rezultatu. W niedzielę rano start do etapu przez Piekiełko, w padającym od wieczora,
topniejącym śniegu. Pierwsze utrudnienia i do rzeki wpada urodziwa Małgosia.
Czyżbym przyniósł jej pecha? Okazało się jednak, że to krzaki były nie
w tym miejscu, co trzeba. Letman
|