Bystrzyca
Ułańska
30.10.2005 r.
Na Bystrzycę Ulańską zachorowaliśmy z Kazikiem od czasu jak dogadaliśmy
się, że on podczas spływania Tyśmienicą spenetrował końcowe 5 kilometrów
tej rzeki, a ja znalazłem w Internecie monografię Parafii Ulan z ciekawym
opisem historii parafii i lokalnych rzek.
Autor monografii przestudiował dokumenty związane z lokalnymi rzekami,
poczynając od początku XV wieku.
Dotarł do dokumentu króla Jagiełło, nadającej prawo zbudowania młyna na
rzece Ulanka, którą mogła być obecna Bystrzyca, lub pokazana na XVIII-wiecznej
mapie Karola de Pertheesa, nieistniejąca dziś rzeka biegnąca wzdłuż drogi
łukowskiej.
W dalszej części Krzysztof Czubaszek dowodzi, że dzisiejsza Stanówka została
wykopana w celu osuszenia zabagnionych torfowisk i swą nazwę przejęła
od dzisiejszej Bystrzycy właściwej, która na mapie Pertheesa aż do ujścia
dzisiejszej Małej Bystrzycy nosi nazwę Stanówki, zaś dzisiejsza Mała Bystrzyca
nosi, na wspomnianej mapie, nazwę Bystrzycy.
Więcej pod adresem: http://www.republika.pl/parafia_ulan/rzeki.htm
Wracając na chwilę do Małej Bystrzycy, warto przypomnieć, że nad tą rzeką
położone są miejscowości związane z życiem Henryka Sienkiewicza: Burzec,
Ruda i Wojcieszków. Do mieszkającego w Burzcu wuja, Henryk Sienkiewicz
przyjeżdżał konno z Woli Okrzejskiej, zaś w Rudzie pisał przez całe lato
1880r.
Burzec został wiernie opisany w utworach pisarza, i nawet dzisiaj można
rozpoznać staw fosę i prastarą aleję drzew, mimo braku lipy, pod którą
według >Trylogii< chronił się Onufry Zagłoba, gość w dworku Jana
Skrzetuskiego.
Natomiast na starym cmentarzu w Wojcieszkowie znajduje się grób ostatniej
żony pisarza Marii z Babskich Sienkiewiczowej.
Chociaż Bystrzyca położona jest na Nizinie Południowo Podlaskiej, leży
w umiarkowanej odległości od Warszawy (150 km), dającej szansę zorganizowania
jednodniowej wycieczki kajakowej.
W ubiegłą niedzielę grupa Kazik i My zdecydowała się skorzystać ze słonecznej
pogody i spłynąć Bystrzycą właściwą, czy jak kto woli historyczną Stanówką.
Wystartowaliśmy we wsi Świderki, na trasie z Łukowa do Kocka. W czasie,
gdy rozstawialiśmy samochody, Marcin z Wojtkiem, spenetrowali nieciekawy,
górny odcinek skanalizowanej Bystrzycy.
Poniżej Świderek, rzeka wije się łagodnie pośród łąk w korycie wciętym
na głębokość jednego metra.
Po drodze mijamy, leżące nad brzegiem, zabudowania gorzelni w Woli Domaszewskiej.
Trafiamy na ślady ujemnej temperatury w nocy. Zmrożone płaty rzęsy musimy
rozbijać kajakiem.
Docieramy do zastawki koło Zofiboru, którą trzeba obnieść.
Dalej Bystrzyca mija nadbrzeżne kępy olch i od czasu do czasu przebija
się prze usychające trzciny. Jeszcze jedna przenoska przez zastawkę. Mimo
jednorodnego charakteru rzeki, nie jesteśmy nią znudzeni. Wije się bardziej
zdecydowanie. Po lewej stronie pojawiają się zabudowania wsi Rozwadów
i sprawiają wrażenie, że dotrą do koryta rzeki, gdzie na pewno będzie
przerzucony most. Tymczasem po kilkunastu pętelkach zabudowania oddalają
się od rzeki natomiast pojawia się najprawdziwszy las mieszany. Myślimy
o zrobieniu tam postoju i rozpaleniu ogniska, bo mimo słońca, temperatura
jest niewiele wyższa od zera. Niestety las, też jest skory do żartów.
Wydaje się, że już, już za następnymi dwoma, trzema meandrami dopłyniemy
do ściany lasu, a tu figa. Utrzymuje tę swoją dwustumetrową, bezpieczną
odległość. No i te wysokie brzegi, na które nie za bardzo jest jak wysiąść
z kajaka. W końcu wdrapujemy się na brzeg, oddając stosowną ofiarę rzece
jeden kajakarz ześlizguje się do wody, aż po uda. To już dwie i pół
godziny wiosłowania.
Ognisko i oczywiście przegląd menu. Obowiązkowe pudełka: Kazik, Marcin
i nasz nowy kolega, Reytaniak o pseudonimie Ciacho. Zawartość jego pudełka
jest najbardziej wyszukana: ryż, owoce, drobno posiekane mięso, sałata
i pewnie jeszcze coś. Wojtki i ja tradycyjnie kanapki. Przeprowadzam
eksperyment i wyciągam kiełbasę do pieczenia. Jedzą wszyscy.
Biorąc pod uwagę wcześniejszą, od dzisiejszego dnia, porę zmierzchu ruszamy
po półgodzinnym postoju.
Szybko docieramy do mostu Zarzeczu Ułańskim, ale ujścia obecnej Stanówki
nie zauważyłem musiało się ukryć gdzieś w trzcinach. Rzeka poszerza
swe koryto, pojawiają się przeszkody, jest nawet jedna najprawdziwsza
zwałka. Na życzenie nowego kolegi, Kazik z Marcinem demonstrują >piętrusa<.
Płynąc wzdłuż sporego kompleksu leśnego, docieramy do młyna w Woli Chomejowej.
Kolejna przenoska. Wysokie zastawki zatrzymują więcej wody niż poprzednie.
Rzeka jest trochę płytsza, trzeba uważniej nawigować. Po pięciu godzinach
dopływamy do zastawki w Rudzie Murowanej koło Krasewa, kilkaset metrów
przed ujściem Małej Bystrzycy. Tym razem da się spłynąć przez zastawkę.
Wyciągamy kajaki, to już koniec dzisiejszego odcinka. Pozostałe pięć kilometrów
spłyniemy łącznie z Małą Bystrzycą.
Na drodze biegnącej nad zastawką, wywołujemy zdziwienie przejeżdżających
rowerzystów. W tym roku nie widzieli tutaj żadnych kajakarzy.
Dowiadujemy się, że zlokalizowany obok młyn pracował do końca lat sześćdziesiątych
i obsługiwał nawet klientów z Rosji. Po zamknięciu młyna, rzekę na odcinku
od Woli Chomejowej, >podprostowano<, likwidując przy okazji nadrzeczną
plażę i młynówkę.
Letman
|
|