Bzura
18.07.2004 r.

W niedzielę z ciekawością wodowaliśmy kajaki na Bzurze w Sochaczewie, chcąc porównać czystość tego symbolu brudu z uzdrowiskową Jeziorką.
Wprawdzie płynęliśmy nią w lutym, ale wtedy była przynajmniej metr głębsza.
Już pierwszy ogląd wypadł pozytywnie, przeźroczystość wody była nieporównywalnie większa, niż Jeziorki, nawet w Jagarzewie. Po dopłynięcie do ujścia Utraty, symbolu smrodu, postanowiliśmy popłynąć nią kawałek w górę. I szok, woda w Utracie krystaliczna, żadnych zapachów.
Kazik nie wytrzymał i od razu umówił grupę rekonesansową na najbliższy wtorek, do przepłynięcia Utraty z Błonia. Wprawdzie opowiadał coś o konieczności sprawdzenia poziomu wody w rzece, ale było wiadome, że na pewno popłynie.
Kilka kilometrów za Sochaczewem następna miła niespodzianka, przystań nad brzegiem Bzury, obok zagospodarowane pole campingowe, z napisem zachęcającym do korzystania i prośbą o nie niszczenie.
Kiedy zatrzymaliśmy się na posiłek, w wodzie Bzury dostrzegliśmy żywe raki.
Kontynuując wątek żywienia na spływie (patrz opis ze Zgłowiączki), z satysfakcją muszę poinformować, że obok szkoły makaronowej, ryżowo-owocowej i kiełbasianej, pojawił się nowy styl odżywiania - karmienie guaranem (być może coś przekręciłem, ale to mniej istotne). Je się takie jasnobrunatne tabletki i mają one dodawać dużo energii. Na taki styl odżywiania to chyba jestem za stary, a poza tym, nie jestem pewien, jak to się ma do dopingu.
Po dopłynięciu do mostu koło Kamionu, Kazik zarządził godzinne szkolenie z eskimoski, podpórek itd.
Mimo godzinnego moczenia głowy, nie mieliśmy żadnych problemów skórnych, ani podrażnień oczu.