Drawa
14 - 22.08.2004 r.
Trasa: Stare Drawsko - Bogdanka
Na zaproszenie Bolka zwycięzcy LXIII MSK na Dunajcu, 3-osobowa reprezentacja
grupy Kazik i My dołączyła w dniach 14 - 22 sierpnia do dorocznego spływu
"ścigantów" z Bolesławca na Drawie.
Pojechaliśmy bez Kazika, który w tym czasie pojechał wygrać Maraton Kajakowy
"Zapora Żur".
Spotkaliśmy się w sobotę w Gudowie nad Jeziorem Lubie. Bolek - trener
sportowy od razu po przyjeździe zarządził trening: sprint, powrót tyłem,
podpórki, eskimoska.
W niedzielę rano wystartowaliśmy ze Starego Drawska nad Jeziorem Drawsko.
Na starcie inicjatywę przejął Marcin - trener akrobatyczny i zarządził
trening zeskoków bokiem kajaka z pomostu. Po starcie Bolek płynący slalomówką
oraz Grażyna i Zbyszek w kajakach typu hartung, dali szkołę naszej trójce
(Marcin, Leszek i ja) płynącej kajakami górskimi. Na kilkukilometrowej
trasie biegnącej przez jezioro narzucili ostre wyścigowe tempo i zostawili
nas z tyłu, aby udowodnić, że popełniliśmy błąd nie biorąc hartungów.
Na rzece było już lepiej. Płyniemy razem i podziwiamy malowniczy odcinek
Drawy, a na bystrzu koło młyna w Głeboczku obowiązkowy trening. Tutaj
slalomówka i "banany" górą. Młyn ze zniszczoną najniższą kondygnacją
sprawiał wrażenie jakby za chwilę miał runąć. Następny postój pod mostem
drogi z Budowa - podpórki i eskimoska.
Etap kończymy w Złocieńcu.
W poniedziałek kontynuujemy spływ ze Złocieńca. Kajaki polietylenowe i
Grażyna startują skacząc bokiem z pomostu. Bolek deklaruje, że on uprawia
poważne kajakarstwo i nie bierze udziału w cyrku.
Przy polu biwakowym Czubajka spotkaliśmy drewniany mostek z pomostem na
wysokości około 140 cm.
Trener akrobatyczny natychmiast zarządza szkolenie w zeskokach bokiem
kajaka z tej wysokości.
Skakali wszyscy, nawet Bolek, ale największe wrażenie zrobiła Grażyna,
było nie było babcia akrobatka.
Wnuki na pewno będą dumne ze swojej babci.
W Drawsku Pomorskim zatrzymaliśmy się na przystani Hotelu i Restauracji
Słoneczna, ale mrożonkowe menu i antypatyczny właściciel, zniechęcili
nas do tego miejsca. W centrum miejscowości odkryliśmy Bar u Gieny - doskonałą
jadłodajnię serwującą, m. in. 12 rodzajów surówek i robione na miejscu
pierogi. Polecamy pierogi ruskie. Jadłodajnia położona jest 100 metrów
za sklepem Żabka, widocznym z rzeki.
Tak nasyceni, popłynęliśmy dalej Drawą. Poniżej Drawska, w ciągu dwóch
lat rzeka zmieniła się nie do poznania. Powycinane krzewy, szeroka, wygodna
dla kajaków dwuosobowych. Padały przypuszczenia, że musieli tutaj być
ci słynni pilarze z Piławy. Dopiero przed ujściem do Jeziora Pile ostało
się trochę zarośli.
We wtorek start z naszego campingu w Gudowie. Najpierw próba sił ze ścigantami,
później kontemplacja na odcinku za jeziorem. Następnie dwa małe bystrza,
gdzie Bolek zarządza trening, wyjście z cofki, wyprostowanie na nurcie
i wejście do drugiej cofki.
Ostatnia zwałka przed Jeziorem Dębno. My przeciskamy się bokiem pod kłodą.
Bolek chroniąc przed uszkodzeniem pokład swojej wspaniałej slalomówki
marki "Polaczyk", postanawia przepłynąć pod kłodą wiosłując
pod drzewem odwrócony głową do dołu, ale drzewo nie puściło i niechlubnie
musiał opuścić kajak pod wodą. To pierwsza Bolkowa kabina za naszej pamięci.
Całe szczęście, że Bolek wykabinował, bo w powietrzu wisiał już konflikt
kompetencyjny, gdyż akrobatyka to przecież nie jego obszar odpowiedzialności
na tym spływie.
Na giełdzie słynnego mostu szosy Drawno - Kalisz Pomorski okazuje się,
że od poniedziałku poligon został zamknięty a żandarmeria wojskowa przechwytuje
kajakarzy w Prostyni i karze mandatami w wysokości 100 zł za głowę.
Obiad oczywiście "U Gieny". Nasz największy smakosz - Marcin
nie zdołał skończyć swojego zestawu dziewięciu sałatek. W drodze powrotnej
przyciąga naszą uwagę szyld Agencji Ochrony Szabel. Komentujemy, że bardziej
poprawnie byłoby szabli.
W środę płyniemy z Drawna do Bogdanki. Zwałki powycinane ostro. Trening
pod mostami w Drawniku, Barnimie i Bogdance. Bolek płynie pierwszy, ale
hartungi zostają z tyłu.
Na biwaku dołącza do grupy Papi, prosto z Berlina.
W czwartek Bolek robi sobie dzień przerwy i zamierza pracować koncepcyjnie.
Podejrzewamy, że opracowuje długofalowy plan treningów dla swojego 1,5
rocznego wnuka Jasia. W końcu ktoś z rodziny musi w przyszłości wygrywać
te wszystkie spływy i maratony.
Pozostali spływają Korytnicą ze Starej Korytnicy do Bogdanki. Zachwyca
nas ona swoją malowniczością. Opis Korytnicy zamieszczę oddzielnie, bo
właśnie na k4w ktoś zamieścił pytanie o szczegóły a autorzy przewodników
pływali, jeśli w ogóle, to z Nowej Korytnicy. Trasa w zasadzie przyjazna,
jedynie pod koniec trasy, było wchodzenie na gruby pień po kajaku kolegi.
Piątek Drawno - Bogdanka, scenariusz jak wyżej.
Sobota, ściganci płyną odcinek do Osieczna, my trzej, zachęceni przez
sołtysa z Głuska (hasło POGK i Zwałka robi swoje), jedziemy na rozpoznanie
rzeki Bukówka koło Wielenia. Trasę wybieramy z mapy o skali 1:300 000.
Wybieramy odcinek leśny z Kuźniczki do Herburtowa. Na trasie wpadamy w
"ścianę deszczu". Na szczęście trwa to tylko 20 minut. Mimo
niskiego stanu wody w środkowej części tego odcinka Bukówki, rzeka bardzo
nam się podobała ze względu na swoją malowniczość. Płynie w głębokim parowie
wśród dorodnych buków z korzeniami schodzącymi do rzeki.
Bukówka wymaga miejscami pewnej sprawności w pokonywaniu zwałek.
Po ulewnej nocy z soboty na niedzielę budzi nas słońce. Decydujemy się
na spłynięcie po raz trzeci odcinka z Drawna. Scenariusz jak wyżej, no
może trochę szybciej. Nasza trójka mieści się poniżej 2 godzin i 40 minut.
Z Bolkowym czasem 1 godzina 45 minut nie mamy się co porównywać, ale uzyskany
czas w pełni nas satysfakcjonuje. Rozjeżdżamy się w trzy strony. Wszyscy
bardzo zadowoleni ze spływu. W drodze powrotnej dzwoni do nas, wracający
z Rawki, Kazik. Informuje, że na Rawce jest dużo nowych zwałek.
|
|