Świder
24.04.2005 r.
Dzień dla prasy na Świdrze
Jeszcze w listopadzie dostałem propozycję zabrania na spływ grupy Kazik
i My znanego dziennikarza z Gazety Stołecznej.
Wprawdzie deklarował chęć pływania w każdych warunkach, ale jakoś tak
wypadało, że nasz program był ciągle za ambitny na takie spotkania.
Okazja nadarzyła się w tym tygodniu, bo dwóch najambitniejszych pojechało
na mistrzostwa w kajakarstwie górskim na Kamiennej i można było spłynąć
normalną rzeką w normalnym tempie.
Wspólnie z Wojtkiem >Szyprem< stworzyliśmy ekipę logistyczna i do
towarzystwa zaprosiliśmy Inn. Wiadomo, na niej można polegać w zakresie
komunikacji werbalnej.
Zgodnie z naszym przewidywaniem, dojazd na start to po prostu wywiad rzeka,
skrzętnie nagrywany na magnetofon.
Spływ zaczęliśmy w Gliniance. Od czasu naszego ostatniej wizyty na tej
rzece, stan wody obniżył się znacznie, ale mimo to dało się płynąć bez
przeszkód. Wody Świdra płynęły nawet wartko i na początku bałem się, że
Redaktor strzeli nam kabinę, bo był to jego pierwszy dzień w życiu w kajaku
jednoosobowym. Nic z tego, dzielnie sobie radził, świetnie operując dźwigniowymi
pociągnięciami wiosłem. Musze powiedzieć, że byłem pełen podziwu, bo na
prożkach i slalomach zachowywał pełen spokój, jak na zawodnika bjj przystało.
Wprawdzie próg pod zastawką w Woli Karczewskiej jeszcze obniósł, ale później
już nic nie odpuszczał.
Warto tutaj wspomnieć o galerii sprzętowej. Inn w swoim słynnym Gumotexie.
Wojtek w hartugopodobnym szklaku z lat 70-tych. Redaktor w Kalabrii i
ja w starym Diablo. Jednym słowem zapewniliśmy Redaktorowi całą galerie
kajaków jednoosobowych. Nie będę tutaj cytował naszej dyskusji, ale Redaktor
ma już pełną świadomość, ze prawdziwy kajakarz pływa tylko jedynką.
Spływając tą rzeką, nie sposób pominąć problemu estetyki. Mimo olbrzymiego
wysiłku ekipy sprzątającej Świder, niemożliwe jest pozdejmowanie tych
tysięcy foliowych torebek wiszących na wysokości 2-3 metrów powyżej lustra
wody. Wrażenie przygnębiające.
W rejonie Mlądza pojawiły się drobne zwałki. Tutaj pokaz pokonywania zwałek
Gumotexem dała Inn. Muszę przyznać, że zaprezentowana technika jest efektywna.
Redaktor, zmotywowany popisami Inn, nie był gorszy.
Przeskakiwał zwałki górą, robił slalomy, widać było postępy.
Ale prawdziwy popis miał miejsce pod mostem kolejowym w Otwocku. Skoro
Inn śmignęła swoim Gumotexem prze próg, to Redaktor nie miał wyjścia.
Wsiadł do kajaka, i prawie gładko spłynął z progu.
Wniosek jeden, od bjj do kajakarstwa droga prosta.
Ciekawe tylko, czy ta teza znajdzie potwierdzenie za trzy tygodnie w sobotnim
wydaniu GW?
Zjazd przez wspomniany próg była akcentem końcowym naszej wycieczki. Stawiam,
ze Redaktor kupi kajak jednoosobowy.
Letman
PS. Nie pisałem o odczuciach, żeby dać szansę Inn, dodać te 5 stron od
siebie.
|
|