KiM w Pieninach oraz Tatrach.
26-29.05.2005 r.
Po obejrzeniu pełnej wersji Marcinowych filmów z Bieszczadów, postanowiłem
wziąć się za technikę pływania, zwłaszcza, że Kazik obiecał pomoc instruktorską.
Na propozycję popłynięcia na Białkę w długi weekend Kazik zareagował właściwie,
informując przy następnym spotkaniu o programie wyjazdu i składzie ekipy.
Oprócz naszej dwójki pojechał Krzysiek, któremu bardzo spodobał się nasz
wyjazd na wodę śniegową w Bieszczady, oraz dwóch kursantów: Paweł i Grzegorz
- zawodników drużyny kajak polo z TKKF Szczęśliwice.
Wyjechaliśmy z Warszawy w środę trochę spóźnieni, tak, że w do Wietrznic
dotarliśmy już o pierwszej w nocy. Krzysztof, który przed wyjazdem musiał
skończyć prezentację dla japońskiego dyrektora, mimo jazdy z prędkością
sięgającą 160 km/godz, przyjechał jeszcze później.
Rano w czwartek, krótka konferencja Kazika z Sikorem na temat wioseł i
odjazd do Krościenka (zostawiamy jeden samochodów), a następnie do Sromowców
Wyżnich, skąd rozpoczynamy szkoleniowy spływ przełomem Dunajca. Tutaj
kursanci demonstrują bardzo dobre opanowanie kajaka.
Na nocleg wracamy do Sromowców Wyżnich z nadzieją na spotkanie przyjaciół
biorących udział w MSKND.
Niestety przyjaciele nas nieco zawiedli. Większość wolała nocować w Krościenku,
przy czym, niektórzy wybrali kwatery. Odjechał nawet Ptaku, który chwilę
wcześniej zapraszał nas na swoje wokalne popisy przy ognisku.
Na miejscu zostali nieliczni, Psorek z Rejtaniakami, Witek z Warki i Polkolorowski
weteran Grzegorz.
Siłą rzeczy musieliśmy się integrować z innymi: niemieckimi kajakarzami
i dwójką z, rzucającego się w oczy, autobusu z napisem History Art Multimedia
Exhibition.
Ci, którzy mieszkają najdalej od nas, zobaczyliśmy dopiero w piątek rano,
jak biegli z autobusu spływowego do biura startowego.
Krótki >niedźwiadek< z Olkiem, Bolkiem oraz Barbarą. Bałtyki nawet
się nie zatrzymały, tylko połowa rzuciła się na start, zaś pozostali rzucili
się na ziemię walczyć z niesprawnymi kajakami. Ciekawe były też roszady
personalne. Przywykłem do tego, że Olek pływa jako Bałtyk, w końcu przez
lata ścigał się z Józkiem na zimowej Brdzie. Ale że największy, bolesławiecki
patriota popłynie jako Warka Strong, nikt się nie spodziewał.
Żegnamy kolegów i przed 11-tą odjeżdżamy do Jurgowa Szałasów, zabierając
nie byle kogo, bo samego Sosnę panującego Prezesa Bystrzaków.
Na miejscu spotykamy kolejnych członków tego Klubu. Krótkie powitanie
i start na Białkę. Poziom wody średni, wyraźnie upał podtopił śnieg w
górnych partiach Tatr. Spływamy poznając zmienioną, przez ubiegłoroczną
powódź, konfigurację przeszkód na rzece. Już na samym starcie, tuż za
>Jeziorkiem< są pierwsze progi z odwojami. Spływamy, trenując, co
nieco, bo przed obiadem chcemy dopłynąć do skałek za Trybszem.
Docieramy tam bez przygód i w drodze powrotnej obiad w Misiu, lokalnej
restauracji z regionalną kuchnią i wystrojem w stylu technoart z przewagą
wpływów instalacji oraz mierników. Po obiedzie nie byliśmy w stanie nic
robić poza leżakowaniem, zaś o godz. 18-tej powtórnie spływamy Białką,
ale już tylko do Czarnej Góry. Stan wody jest znacznie wyższy niż w południe.
Na początku plama, kabina i łapanie kajaka. Spływamy wolniej, trenujemy,
a dwaj nasi kursanci dają popis w stawianiu świeczek. W trakcie jednej
z ewolucji, Paweł stanął w pionie, z dziobem zanurzonym zaledwie na 20
30 cm. Zrobiło to na mnie wrażenie. No
i pełna rehabilitacja. W pewnym
momencie, tuż po świeczce, Grzegorz wywraca się i rwący nurt wyrywa mu
wiosło. Grzegorz robi na nurcie Eskimoskę rękoma i wykonując rękoma kilka
szybkich ruchów, dogania płynące wiosło. Oj wygląda na to, że nasi kursanci
przewyższają sprawnością kursantów naszych gospodarzy, którzy dzisiaj
zaczęli zajęcia praktyczne. Co nieco z popisów naszych kursantów zostało
nagrane Olympusem w formacie video.
Wieczorem Bystrzaki organizują ognisko i z przyjemnością stwierdzam, że
oprócz umiejętności pływania kajakami, mają talenty muzyczne. Początkowo
śpiewy prowadzi Budzik, ale z czasem inni przejmują gitarę, zaś przed
północą dynamiczny koncert dał Wasyl, który wpadł tu na chwilę, w drodze
na wesele przyjaciela.
Rano budzi nas upał. Dzień zaczynamy od spływu do Czarnej Góry, ale wracając
podjeżdżamy do przejścia granicznego, gdzie Kazik uzyskał od Straży Granicznej
zgodę na spływanie potokiem Jaworowy od samego przejścia. Jest jeden warunek,
aby nie wychodzić na słowacki brzeg. Płyniemy do Czarnej Góry, po drodze
obowiązkowe świeczki.
Po obiedzie opuszczam kolegów na jeden wieczór, jadę na Speleograty, zaś
koledzy powtórnie spływają Jaworowym.
W niedzielę rano zabierają mnie z Szeligówki i jedziemy do Doliny Chochołowskiej.
Niestety poziom Siwej Wody, rozczłonkowanej na kilka strumyków, nie daje
nadziei na spłynięcie nią tym razem.
Wracamy do wylotu doliny i wodujemy kajaki przed ujściem Siwej Wody do
Czarnego Dunajca.
Trasa rozluźniająca w granicach 1+, z kilkoma miejscami może nawet trójkowymi.
Pierwszy jaz w miejscu dawnego młyna obnosimy, później już wszystko spływamy.
Najbardziej podobała się nam sekwencja czterech progów o wysokości od
0,5 do 2,5 metrów.
Wycieczkę kończymy w Chochołowie i ruszamy w drogę powrotną, aby zdążyć
przed wieczornym szczytem na drogach.
Letman
|
|