Mienia ze Srebrną, czyli: progi, kanały i slalom między drzewami.
20.03.2005 r.
Planując dzisiejsza wycieczkę, braliśmy pod uwagę aktualny poziom wody
w rzekach.
Uwzględniając nazwę dopływu Mieni, powinien płynąc z nami Złoty, ale z
powodów zawodowych nie mógł uświetnić naszego spływu swoją obecnością.
Popłynęliśmy w dużym dziewięcioosobowym zespole: grupa Kazik i My (K,
L, M, Ma i W), tradycyjnie Aśka i Wojtek, marnotrawny Bartek oraz, debiutujący
z nami, Jurek.
Wystartowaliśmy ze słonecznego Mińska Mazowieckiego, gdzie na ulicy Łąkowej
znaleźliśmy dogodne miejsce do wodowania. Srebrna płynie tutaj w głębokim
jarze, więc mogliśmy obserwować ślady wysokiej wody sprzed kilku dni,
kiedy było jej o jeden metr więcej. Na początku powitała nas kłoda ze
zmrożonymi gałęziami od spodu, ale na tej wartkiej rzeczce jakoś nikt
nie zdecydował się na przeciskanie pod spodem. Robimy przenoskę. Za chwilę
doświadczam bezpośredniego kontaktu z lodową kulą zawieszoną na gałązce
nad wodą. Dzisiaj płynę bez kasku i powiem, ze nie spodziewałem się aż
takich efektów kontaktu tej kulki z głową. Wpływamy w las, trochę przeszkód,
natomiast w mijanych później wsiach, mnóstwo kładek, opóźniających tempo
płynięcia. Poza tym, przebierania, dopasowywanie sprzętu itd., jak to
w dużej grupie. Następnie pokonujemy drobne prożki, bystrze i metrowy
jaz. Wpływamy na łąki i po prawie dwóch godzinach osiągamy Mienię.
Mienia niesie dużo wody i płynie bardzo szybko. W końcu rozwijamy dobre
tempo, ale co jakiś czas musimy zwalniać, a to z powodu kłody na bystrym
nurcie, to potrzeby zlokalizowania koryta rzeki na rozlanej łące.
W rejonie Rudej docieramy do trzech zastawek. Dwie pierwsze spływamy wszyscy,
mimo, że skalę trudności tej drugiej (2 m wysokości, wysoka fala witająca
na dole) można porównać do przeszkody górskiej na poziomie 2+.
Trzecią, pod częściowo zawalonym mostem, obnosimy.
Po czterech godzinach docieramy w rejon wsi Wielgolas Duchnowski, gdzie
robimy postój na wystawne śniadanie ze smakołykami od jubilata Ksawerego.
Tutaj szybko odczuwamy skutki mroźnego wiatru towarzyszącego nam od rana.
Rozpalamy ognisko, ale mimo to, jest bardzo zimno. Temperatura jest zdecydowanie
ujemna, i ten wiatr.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do najciekawszego odcinka, zaczynającego
się poniżej Duchnowa.
Z początku zaskakuje nas, brak widoku znanego nam jaru, poziom wody podwyższony
o jakieś dwa metry, a Mienia rozlana szeroko, płynie szybko pomiędzy drzewami.
Przed Wiązowną rzeka mieści się w szerokim kanionie i nabiera jeszcze
większej szybkości. Drzewa rosną gęściej, dużo przeszkód w nurcie, co
jakiś czas, regularne WW1. Nurt jest tak szybki, że cały czas trzeba manewrować,
by nie zostać wrzuconym na drzewo. Prawdziwy test umiejętności opanowania
kajaka. Wyszliśmy w sumie obronną ręką - jedna eskimoska wykonana rękoma
(wytrenowana u Habazi na basenie) i jedna kabina. Ciekawe jak wypadniemy
w porównaniu z grupą Inn, płynącą rzeką Wel?
Spływ kończymy przy moście drogi do Józefowa.
Przepłynięty dystans szacujemy na 38 km, zajęło nam to niecałe 7,5 godziny.
Kazik ocenił naszą dzisiejszą wycieczkę jako >hardcore< i nie żałował
zmiany planów z Wałszy na Mienię.
|
|