ZDJĘCIA Z WYPRAWY
zobacz więcej >>

Wisła - otwarcie sezonu grupy Kazik i My.

Trasa: Warszawa Kanał Żerański - przystań w Modlinie
Dystans: 32 km
Czas: ok.5 godzin z przerwą na ognisko.

Tradycyjnie na Wiśle. Wprawdzie Kazik już wczoraj przepłynął Luciążkę i kawałek Zalewu Sulejowskiego, ale my z Marcinem nie mamy takiej motywacji jak on, żeby w roku 2005 spędzić jeszcze więcej dni na wodzie (100 dni w 2004 roku).

W drodze na przystań nad Kanałem Żerańskim przyjaźnie witało słoneczko, ale już na starcie zaczęło siąpić i troszkę zasmuceni wypłynęliśmy na Wisłę. Na wysokości Bielan tradycyjnie przywitały nas ptaki: kaczki, mewy, zamyślone kormorany, rodzinne łabędzie i samotny orzeł krążący nad rzeką. Spokój zakłócał nieco szum samochodów z Wisłostrady i załoga radiowozu zużywająca nad wodą resztki noworocznych petard.

Na granicy Łomianek Marcin wprowadził nas w topografię terenu: granica miejscowości, przystań promu obsługującego cyklistów, kanałek obok Jabłonny i oczywiście zaprzyjaźniona pogłębiarka. Tutaj nieco zawiedzeni, bo zamiast miłego gospodarza pogłębiarki przywitały nas nalepki firmy ochroniarskiej Juventus.
Za chwilę uwagę naszą przyciągnęło stadko trzech orłów. Jeden z nich, wyraźnie mniejszy, sprawiał wrażenie młodego osobnika. Już dwa lata temu Marcin zaobserwował gromadkę orłów zamieszkujących rejon wysp koło Łomianek, w ubiegłym roku doliczył się ośmiu dorosłych ptaków. Najwyraźniej stado powiększa się. Nasze przypuszczenia znalazły potwierdzenie na dalszej trasie. Nad ostatnią z grupy wysp następna para orłów. Za wyspami zaczęło wiać. Wprawdzie nie było to zapowiadane 80 km/godz., ale zaczęło bujać.

Okolice Łomnej przywitały nas słońcem, przestało wiać i liczne tutaj ptaki rozpoczęły okazywać swą radość. Mewy wzbiły się w górę i nieruchome zawisły nad lustrem rzeki. Łabędzie startowały i lądowały na wodzie w nienagannym szyku. Para orłów dyskretnie czuwała latając wzdłuż brzegu. Tylko olbrzymia gromada kaczek zdawała się nie dostrajać do ogólnej atmosfery. Fruwały gromadnie nie formując żadnego szyku, no może kilka lubiących porządek, próbowało lecieć kluczem na samiutkim skraju grupy.
Trochę dalej zatrzymaliśmy się na zarośniętej wyspie. Pośród krzaków odkryliśmy olbrzymie drzewa przyniesione tu przez rzekę. Rozpaliliśmy ognisko i konsumując pyszną szarlotkę upieczoną specjalnie na tę okazję przez Elizę, rozkoszowaliśmy się ostatnimi promieniami słońca.
Później dokonaliśmy jeszcze utylizacji licznych tutaj butelek typu pet i nadchodzące chmury zmobilizowały nas do kontynuowania spływu.

Zaczęło znowu wiać, coraz większe bujanie, a pod mostem w Nowym Kazuniu to już niemal tunel aerodynamiczny. Żeby posuwać się do przodu, trzeba było solidnie przyłożyć się do wiosłowania. Załamujące się fale osiągały wysokość 70 - 80 cm. Tutaj Marcin, po swoich ubiegłorocznych zabawach na falach morskich, poczuł się w żywiole. Trzymając aparat fotograficzny w zębach ustawiał swojego Yukona do kolejnych ujęć.
Na Bugu fala już mniejsza tak, że można było spokojnie dopłynąć do przystani w Modlinie.

Lettmann